Rewolucja zdrowego rozsądku czy wojna kulturowa?

Pisane z pamięci
Donald Trump i zderzenie cywilizacji.
Rewolucja zdrowego rozsądku czy wojna kulturowa?
Polecam dziś tekst Michała Szułdrzyńskiego z Rzeczpospolitej, który moim zdaniem całkowicie trafnie ocenił taktykę nowego/starego prezydenta - taktykę szoku i przerażenia, którym porażeni mają być jego wrogowie i adwersarze. Jednym słowem kontrrewolucja.
MWW.
•••
Donald Trump zainaugurował prezydenturę od ostrych deklaracji: walka z wokeizmem, wzmocnienie granic, powrót do tradycyjnych wartości. Jego przemówienie podczas ceremonii zaprzysiężenia to manifest alt-prawicy, wywołujący cywilizacyjny konflikt, który dzieli nie tylko Amerykę, ale i cały Zachód.
„Zderzenie cywilizacji” – to tytuł słynnego eseju Samuela P, Huntingtona opublikowanego w „Foreign Affairs” 32 lata temu. Wybitny amerykański intelektualista, polemizując z tezą Fracisa Fukuyamy o końcu historii, postawił tezę o tym, że zamiast wiecznego pokoju świat dąży do nieuchronnego konfliktu pomiędzy różnymi cywilizacjami. Politolog słusznie dostrzegł różnice dzielące Zachód od innych cywilizacji, jednak od tego czasu sam Zachód rozpadł się na dwie odmienne cywilizacje.
I właśnie słuchając przemówienia Donalda Trumpa po zaprzysiężeniu na 47. prezydenta USA, miałem dojmujące wrażenie, że jesteśmy świadkami istnie cywilizacyjnego konfliktu, z którym mamy do czynienia w Stanach Zjednoczonych, ale i na całym Zachodzie.
Choć Donlad J. Trump przekonywał, że chodzi mu wyłącznie o przywrócenie zasad zdrowego rozsądku, w istocie zapowiedział kontrrewolucję. – Złoty wiek Ameryki zaczyna się właśnie teraz, od rewolucji zdrowego rozsądku – mówił. Ogłosił, że odtąd oficjalną polityką rządu w Waszyngtonie będzie głoszenie, że są tylko dwie płcie: kobieta i mężczyzna. Państwo ma być ślepe na kolor skóry i kierować się wyłącznie względami merytorycznymi. To oznacza koniec specjalnej troski państwa dla mniejszości, koniec z równościową polityką DEI (diversity, equity, inclusion). Trump powtórzył słowa swego nominata do Pentagonu, Peta Hegsetha, mówiąc, że armia ma pokonać wrogów USA, a nie zajmować się włączaniem wykluczonych społeczności czy wyrównywaniem szans.
Uderzał w swym wystąpieniu we wrażliwe struny dla radykalizującej się amerykańskiej alt-prawicy, atakując politykę genderową, system szkolnictwa, który – skażony wokeizmem – rzekomo każe wstydzić się i nienawidzić Ameryki zamiast być z niej dumnym. I wielokrotnie powtarzał, że nie tylko chce uczynić Amerykę znów wielką (MAGA), ale że chce by była „jeszcze większa niż wielka”. Równocześnie wstawił się za urzędnikami, którzy zostali zwolnieni z powodu braku szczepień na covid. Zapowiedział wszystko co miłe dla prawicowego ucha: wprowadzenie wojska do ochrony południowej granicy przed migracją, ogłoszenie tam stanu wyjątkowego, a także przywrócenie nazwy najwyższego szczytu na Alasce upamiętniającej byłego amerykańskiego prezydenta Williama McKinleya (od dziesięciu lat używano oficjalnie nazwy ukutej przez jeden z alaskańskich ludów: Denali).
Jak określił to jeden z amerykańskich komentatorów, Donald Trump w swoim wystąpieniu zastosował taktykę szoku i przerażenia („shock and awe” – nawiązując do popularnego hasła w US Army), czyli skonsternowania wyborców liberalnych i lewicowych prezentacją iście cywilizacyjnego sporu.
Pisałem wyżej, że wystąpienie Trumpa podobało się radykalizującej prawicy, ale też administracja Joe Bidena uginała się pod coraz bardziej radykalizującą się lewicą, promującą teorię krytyczną, w myśl której tradycja, religia i zwyczaje Ameryki stworzone były przez białych, heteroseksualnych chrześcijańskich mężczyzn w celu podporządkowania sobie wszystkich pozostały grup społecznych – począwszy od kobiet, Amerykanów latynoskiego, afrykańskiego czy azjatyckiego pochodzenia, mniejszości seksualnych czy kulturowych. Polityka rządu w ostatnich latach miała na celu te rzekomo systemowe nierówności zniwelować.
Ale właśnie te wszystkie środowiska Trump postanowił właśnie wprowadzić w szok i przerażenie. Z kontrrewolucji kulturowej Trump przechodzi więc do zderzenia cywilizacji, pogłębiając oś podziału, która dzieli świat Zachodu – na progresywną, kosmopolityczną lewicę wrażliwą na postulaty środowisk LGBT i teorię gender, oraz alt-prawicę odwołującą się dla prostego, ale zrozumiałego przez masy amerykańskiego patriotyzmu, niechętną teorii krytycznej, wokeizmowi i ideologicznym nowinkom. A to dopiero pierwszy dzień jego prezydentury.
Michał Szułdrzyński Rzeczpospolita 21.01.2025
Comment (0)