Łączmy się w pary

Po głębszym... namyśle

Łączmy się w pary
Kraje rozwinięte borykają się z poważnymi problemami demograficznymi. Niska dzietność, starzejące się społeczeństwo – wszystko to bardzo obciąża system opieki zdrowotnej. Emerytury są niskie i ledwo starczają na życie. Reformy wdrażane w wielu krajach przeważnie sprowadzają się do dosypywania coraz to większych sum pieniędzy do deficytowych planów emerytalnych. Te rozwiązania pomagają doraźnie, ale nie rozwiązują zasadniczych problemów demograficznych.

Politycy wszystkich opcji, przeważnie w czasie kolejnych kampanii wyborczych, dużo mówią o tych sprawach. Ich pomysły zwykle sprowadzają się do konieczności zwiększenia liczby urodzeń. Tyle, że takie sytuacje trudno wymusić ustawą lub zadekretować, trzeba więc wykazać się kreatywnością. Plany poprzedniego rządu były, z pozoru, bardzo przekonujące. PiS stawiał sprawę jasno: 500zł, potem nawet 800zł za każde dziecko. Niby prosty rachunek, ale i taka perspektywa okazała się nie dość kusząca. Wiadomo, 500 to jednak trochę mało, a kiedy z 500 zrobiło się 800 to wszyscy czekali na kolejną podwyżkę. Tanio się nie sprzedam – pomyślała niejedna kobieta, więc ze wzrostu dzietności nic nie wyszło. Poza tym szykowała się zmiana władzy, więc wiele par zamiast pod kołdrę powędrowało na wybory.

Nowa władza to nowe pomysły. Dość wyrafinowaną propozycję zgłosił ostatnio wicepremier Kosiniak-Kamysz. Otóż, w imieniu swojej partii zaproponował, aby rozważyć „rodzinny” podatek, tym niższy im więcej dzieci wychowuje się w danej rodzinie. Pomysł przedni, ale też nienowy. Podobne ulgi funkcjonują w różnych krajach, raczej z umiarkowanym skutkiem. I nie dziwota. Otóż, wyobraźmy sobie dwie osoby płci przeciwnych w sytuacji intymnej, czyli sprzyjającej prokreacji. Kiedy te dwie osoby stają wobec decyzji czy chcą mieć dziecko, czy może nie tym razem, mężczyzna zalecając się do kobiety szepce jej do ucha, żeby się nie wahała, gdyż Kosiniak-Kamysz obiecał im niższe podatki. Padają więc trzy słowa, które raczej zepsują nastrój: Kosiniak, Kamysz i podatki. Czyli dzieci z tego nie będzie.

W kwestiach poprawy sytuacji demograficznej partie lewicowe i liberalne w Polsce promują dwa rozwiązania: napływ imigrantów oraz powszechną dostępność aborcji. Założenie jest proste: wpuścimy ludzi z krajów o tradycyjnie wysokiej dzietności, a oni nie dość, że ochoczo pójdą do pracy, to jeszcze przeniosą swoje zwyczaje prokreacyjne na nasz grunt. Do tego aborcja dostępna na żądanie sprawi, że puszczą nam wszelkie hamulce, no bo nawet jak będzie jakiś problem to ciążę będzie można usunąć. Faktycznie, wydawać by się mogło, że to świetne pomysły. Szkoda tylko, że nie sprawdzono wcześniej jak to działa w innych krajach. Kanada jest ciekawym przykładem. Imigranci napływają tu w szerokim strumieniem a dostępność aborcji jest powszechna. Pomimo to dzietność w Kanadzie osiągnęła rekordowo niski poziom i nadal spada. Warto, aby polscy politycy lewicowi wzięli to pod uwagę, zamiast powtarzać jak mantrę swoje liberalne wywody. Chcą otworzyć polskie granice? Niech próbują. Chcą promować aborcję na życzenie? Powodzenia. Ale niech przestaną nam wszystkim wmawiać, że to panaceum na problemy demograficzne w Polsce.

Czyli ani kasa do ręki, ani niższe podatki, ani napływ imigrantów, ani nawet osobiste namowy Kosiniaka-Kamysza – żadna z tych zachęt nie jest w stanie zagonić Polaków do prokreacji. Jak zatem rozwiązać ten problem? Otóż nie stoimy na straconej pozycji. Dotarłem do publikacji naukowych opisujących nagły wzrost dzietności na Zanzibarze, dziewięć miesięcy po kilkutygodniowej przerwie w dostawach prądu w 2008 roku. Wiadomo, z braku światła i dostępu do internetu ludzie szukają innych rozrywek. Więc może taki jest plan Unii Europejskiej? Cały ten Zielony Ład ma doprowadzić do podwyżek cen prądu, przez co ludzie będą wcześniej wyłączać światło i spędzać więcej czasu na igraszkach, co poskutkuje wzrostem liczby urodzeń! Genialny pomysł europejskich biurokratów! Tylko czy naprawdę nie można tego celu osiągnąć innymi, prostszymi sposobami? Może kieliszek wina, wyjazd na wakacje, nastrojowa muzyka i tego typu klasyczne metody wystarczą? Nie dajmy się europejskim nakazom! Łączmy się w pary, kochajmy się!
Paweł Gębski

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: