Po głębszym... namyśle

Dla dobra wspólnego

Pracowałem w kilku dużych firmach. Muszę przyznać, że nie miałem im nic do zarzucenia, jako pracodawcom. Zarobki dobre, premie też, a jak ktoś się postarał albo potrafił trzymać z właściwymi ludźmi, to i szanse na awans były. Dość szybko poznałem tajniki korporacyjnej polityki, więc trzymałem z tymi co trzeba. Wiedziałem kto lubi dyskusje o sztuce, a kto woli rubaszne żarty. Z kim można wypić kielicha, a z kim lepiej iść na zielone smoothie. Te wszystkie talenty, połączone z ciężką pracą, doprowadzały mnie dość wysoko w hierarchii firm. Szklanego sufitu wprawdzie nie przebiłem, ale przynajmniej mogłem w ten sufit zastukać i popatrzeć co też się dzieje na wyżynach władzy korporacyjnej.
Po co o tym piszę? Żeby się pochwalić? To też, ale jest i inny powód. Otóż mając doświadczenie w obcowaniu z radami nadzorczymi i zarządami, próbuję sobie wyobrazić taką sytuację… Rzecz dzieje się na zebraniu zarządu wielkiej międzynarodowej firmy farmaceutycznej. Jest prezes, wiceprezesi i oczywiście nie mogło zabraknąć głównej księgowej. Zarząd omawia właśnie wyniki finansowe za ubiegły rok. Rezultaty są świetne, ponieważ już od roku firma sprzedaje szczepionkę na groźną chorobę, która przerodziła się w globalną pandemię. Skuteczność preparatu jest zatrważająco wysoka. To znakomicie, gdyż tylko taką szczepionkę można dobrze sprzedać. Gratulacjom na zebraniu nie ma więc końca. I tu do akcji wkracza księgowa, która próbuje ostudzić nastroje. Księgowa podnosi ważną kwestię, a mianowicie ostrzega zebranych, że jeśli szczepionka będzie zbyt skuteczna, wówczas jedna dawka dla każdego wystarczy i źródło zysku firmy szybko się wyczerpie. Cóż więc można na to poradzić? Trzeba chyba obmyśleć jakieś alternatywne… warianty.
Powyższy opis może wydawać się brutalny, ale chyba wszyscy wiemy, że korporacyjna rzeczywistość nie jest zabawą dla grzecznych dziewczynek. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić prezesa firmy farmaceutycznej upewniającego się, że jego pracownicy stworzą produkt, który co prawda każdy kupi, ale tylko raz. Szczerze mówiąc, byłoby to kompletnie sprzeczne ze wszelkimi zasadami zarządzania i marketingu. Przecież chodzi o to, żeby złapać klienta, ale i żeby ten klient wracał jeszcze wiele razy. Po ludzku nawet to rozumiem, ale drażni mnie, że niektórzy traktują teraz producentów i sprzedawców szczepionek jak zbawców świata.
Nie neguję przydatności szczepionek przeciwko koronawirusowi. Nie wiem na ile skutecznie one działają, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że od początku były „nieco” przereklamowane. Tu pojawia się kolejna kwestia: sprzedając te preparaty, ich producenci nie muszą się nawet martwić o reklamę. Tę zapewniają im rządy chyba wszystkich krajów świata. Jakby tego było mało, rządzący (w naszym imieniu), biorą na siebie znaczną część odpowiedzialności za ewentualne efekty uboczne lub ograniczoną skuteczność szczepionek. Tak więc my wszyscy, poprzez nasze podatki, częściowo sfinansowaliśmy badania poprzedzające wdrożenie szczepionek. Również z naszych podatków opłacamy kolejne dawki – mówi się, że są darmowe, ale przecież „darmowe” oznacza, że płacą podatnicy. A jeśli coś pójdzie nie tak, to znów my wszyscy zapłacimy za ewentualne konsekwencje.
Czy w tej bezprecedensowej sytuacji nie należy nam się choćby prawo do zadawania pytań? Wielu z nas ma wątpliwości. Zanim ktoś wstrzyknie nam jakąś substancję do organizmu, powinniśmy chyba wiedzieć jakie będą tego konsekwencje. Myślę, że dobrze pamiętam, jak jeszcze przed rokiem mówiono o szczepionkach jednodawkowych oraz dwudawkowych. Może nie dosłyszałem, ale o trzy- i czterodawkowych chyba wtedy nie wspominano. Ale dziś mamy już o tym zapomnieć i bez szemrania przyjmować do wiadomości kolejne „jedynie słuszne” wersje. Jestem daleki od promowania teorii spiskowych, jednak takie podejście nie buduje atmosfery zaufania do tak zwanej wersji oficjalnej. Nie uwierzę, że wielkie koncerny zaczęły nagle działać dla dobra wspólnego. Dla nich, dobro akcjonariuszy jest zawsze priorytetem.
Na zakończenie dodam, że sytuacje opisane w tym felietonie są zmyślone, a jakiekolwiek podobieństwo do otaczającej nas rzeczywistości jest czysto przypadkowe.

Paweł Gębski

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: