•   Wednesday, 24 Apr, 2024
  • Contact

Białe święta

Z daleka od szosy (154)

Jeszcze w piątek rano 23 grudnia, gdy jechałem do pracy padał deszcz i było dość ciepło. Do pracy mam jedenaście kilometrów, z czego prawie cała droga wiedzie wśród płaskich pól. Zwłaszcza jeden odcinek, długości czterech kilometrów. Cztery kilometry to nie jest dużo, nawet na piechotę, ale tego dnia był to naprawdę długi odcinek. Zaczęło się ok. godziny dziesiątej rano. Nagle deszcz zamienił się w śnieg. Nie wiadomo skąd przyszła wielka wichura. Drżały ściany hali, w której pracuję. Tzn. wiadomo skąd przyszła. Przyszła ze Stanów, zapowiadana już od kilku dni, ale jakoś nikt nie brał tego poważnie. Na szczęście pracę tego dnia kończyliśmy o dwunastej w południe. I tak było nas niewielu. Zamiast normalnie ok. piętnastu osób, było nas tylko pięcioro. Temperatura, z plus dziewięciu rano, spadła gwałtownie do minus dziewięciu. Z wiatrem nawet do minus dwudziestu jeden. Po oskrobaniu szyb i jako takim rozgrzaniu samochodu, ruszyłem spod zakładu jako ostatni. Dojazd do szosy to ok. pół kilometra. Prawie wszyscy skręcali potem w prawo, w stronę St. Catharines. Ja skręcałem w lewo do Port Robinson i potem jeszcze raz w lewo w stronę Niagara Falls. Po kilometrze znowu skręt, tym razem w prawo, w ten czterokilometrowy prosty jak strzelił odcinek szosy. I tu dopiero się zaczęło. Boczna wichura wiejąca z prędkością ponad stu km/godz. jak podawano w radiu gnała gęsty śnieg prawie poziomo. Nie tylko ten który padał ale i ten z pól. Widoczność spadła gwałtownie, momentami zupełnie do zera. Na szosie było kilka samochodów. Przez te kilka godzin od rana spadła już ogromna masa śniegu. Pod nim był żywy lód z porannego deszczu. W rowie po drodze majaczyło kilka samachodów. Prędkość spadła do 30 km/godz. Wszystkie samochody miały włączone awaryjne kierunkowskazy. Przede mną jechał taki jeden. Poruszaliśmy się prawie po omacku w kopnym śniegu, zgadując gdzie jeszcze jest szosa, a gdzie już rów. Widać było że kilku nie zgadło. W pewnym momencie jakby na oczy ktoś mi zarzucił gruby biały ręcznik. Nie było widać kompletnie nic. Samochód przede mną zniknął kompletnie. Wtężając wzrok próbowałem go zobaczyć. Pojawił się nagle, a właściwie tylko jego błyskające migacze może dwa metry przede mną i to tylko dlatego że nagły, gwałtowniejszy podmuch wichury  trochę rozsunął białą zasłonę. Samochód przede mną stał na środku szosy. Zmartwiałem, patrząc w lusterko. Czekałem na uderzenie jadących za mną. Na szczęście nie przyszło. Samochód w przodzie wreszcie ruszył. Po nieskończonym czasie dojechaliśmy wreszcie do świateł na skrzyżowaniu. Tu skręcałem w prawo, do Welland. Stąd do domu już tylko kilka kilometrów. Myślałem że będzie lepiej, bo z jednej strony był las, a potem wiadukt nad torami kolejowymi. Myliłem się. Wichura ciągle gnała masy śniegu. Tym razem prosto na przednią szybę samochodu.. Jeszcze tylko jedne światła z drogą nr 58 wiodącą do Port Colborne nad jeziorem Erie i już wiazd do tunelu pod kanałem Welland. W tunelu był jedyny odcinek trasy z dobrą widocznością. Ale potem już tylko rondo na skrzyżowaniu z autostradą 406, która tu się kończy i po stu metrach już skrzyżowanie z moją ulicą. Do domu zostało czterysta metrów. Dojechałem. Temperatura spadła jeszcze niżej, śnieg i wichura jeszcze się wzmogły. Jeszcze tylko wieczorem podwiozłem córkę do pracy na nocną zmianę. Nie ma daleko, może pół kilometra i normalnie idzie na piechotę, ale tym razem, przy huraganie powyżej 100 km/godz. i mrozie minus 27, po prostu by nie doszła. Pojechałem też po nią o piątej rano, gdy kończyła zmianę. Pogoda się nie zmieniła. Kopny śnieg, wichura i mróz. Tym razem na podjazd wjechałem przodem. Tyłem bym nie podjechał. To był już dzień wigilijny 24 grudnia 2022 roku. Miałem jechać do Mississaugi zobaczyć się z siostrą, ale musiałem zrezygnować. Musiałem jednak podjechać na chwilę do pracy. Byłem umówiony na południe z szefem. Odśnieżenie, a właściwie odkopanie podjazdu przy domu przy użyciu elektrycznego małego pługa wirnikowego zajęło mi dobre dwie godziny. Zaspy były powyżej kolan. Ruszyłem w drogę ok. godziny pierwszej po południu. Tym razem w tunelu pod kanałem były masy śniegu. Nie wiem jak silny musiał być wiatr żeby go tam nawiać. Jeszcze przed skrętem na ten prosty odcinek naliczyłem w rowie po obu stronach sześć samochodów, w tym straż pożarną na sygnale. Śnieg nie sypał już tak intensywnie ale wichura nawiewała go z odsłoniętych pól. Znowu widoczność spadała prawie do zera. W pewnym momencie o mało nie zdeżyłem się czołowo z nadjeżdżającym samochodem. Zauważyłem go w ostatniej chwili, jadącego środkiem szosy. Całe szczęście że jechaliśmy nie szybciej niż 20 km/godz. i zdążyliśmy obaj skręcić. Udało się nie wpaść do rowu. Gdy minąłem wreszcie ten czterokilometrowy odcinek naliczyłem jeszce ponad dwanaście samochodów w rowie. W Port Robinson było już jak w innym świecie. Śnieg uprzątnięty, po skręcie w prawo szosa była prawie czysta. Szefa spotkałem gdy już wyjeżdżał. Na szczęście zdążyłem. W drodze powrotnej postanowiłem pojechać boczną równoległą drogą przy kanale. Przez Port Robinson było ok , ale potem dopiero się zaczęło. Co prawda już nie było takiego nawiewu bocznego śniegu, ale też ani razu nie przyjechał tędy płóg śnieżny. Gdy podwozie zaczęło szorować po kopnym śniegu i koleiny stały się naprawdę głębokie, zacząłem się zastanawić czy dobrze zrobiłem. Nie był już jednak wyjścia. Zawrócenie nie było możliwe bez zakopania się. I tu w rowie było kilka samochodów, i tu w pewnym momencie widoczność spadła do zera i musiałem zgadywać gdzie są koleiny a gdzie rów, ale przynajmniej wiedziałem ż z naprzeciwka praweie na pewno nikogo nie spotkam. Brnąc przez śnieg, dotarłem do głównej szosy. Z rozpędem, mimo znaku stop wjechałem na nią, zgadując bardziej niż widząc czy coś nie nadjeżdża. Straż pożarna ciągle była w rowie i ciągle na sygnale. W tunelu pełno śniegu. Wreszcie w domu. Witajcie Białe Święta.
W niedzielę zamknięto cały rejon od Fort Erie do Niagara Falls dla ruchu samochodowego. Welland też. Pojechałem jednak po południu do Niagara Falls zobaczyć się z siostrą, ale dookoła, otwartą już autostradą 406 i potem szosą nr 20. Było całkiem dobrze.
Cdn. Marek Mańkowski

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: