Czy globalny kryzys inflacyjny już trwa?
Nie będzie lepiej
W artykule New York Timesa był ukryty przekaz na temat narastającego kryzysu na rynku nieruchomości komercyjnych w miastach. Tak, to jest dokładnie ten rodzaj artykułu, który ludzie pomijają, ponieważ wydaje się, że nie ma on szerokiego zastosowania. W rzeczywistości tak jest. Wpływa na sedno takich kwestii, jak panorama naszych miast, sposób, w jaki myślimy o urbanistyce i postępie, gdzie spędzamy wakacje i pracujemy oraz czy duże miasta są motorem napędowym, czy też drenują produktywność kraju.
W nocie wspomniano o „poszerzonych problemach na rynku nieruchomości komercyjnych, który odczuwa podwójne skutki: wysokich stóp procentowych utrudniających refinansowanie kredytów oraz niskiego wskaźnika obłożenia budynków biurowych – będącego skutkiem pandemii”.
Przyzwyczailiśmy się do tego rodzaju języka obwiniającego pandemię Covid-19 za skutki obostrzeń. Oczywiście decyzja o przekształceniu wirusa w pretekst do zamknięcia świata była podjęta przez człowieka. Blokady wysadziły w powietrze wszystkie dane gospodarcze, generując zawrotne wykresy dla każdego wskaźnika, jakiego nigdy nie widziano w historii przemysłu. Sprawili także, że porównanie przed i po było niezwykle trudne.
Konsekwencje będą odbijać się echem w przyszłości. Wysokie stopy procentowe to efekt próby spowolnienia rozpętanego w marcu 2020 r. kurka pieniężnego, w ramach którego nie wiadomo skąd pojawiło się ponad 6 bilionów dolarów nowej gotówki, które rozesłano niczym helikopterem.
Co dał zastrzyk pieniędzy? Wygenerował inflację. Ile? Niestety, nie wiemy. Biuro Statystyki Pracy (BLS) po prostu nie nadąża, częściowo dlatego, że wskaźnik cen towarów i usług konsumenckich (CPI) nie oblicza: odsetek od czegokolwiek, podatków, mieszkań, ubezpieczenia zdrowotnego (dokładnie), ubezpieczenia właścicieli domów, ubezpieczeń samochodów, usług rządowych takie jak szkoły publiczne, kurczenie się, spadek jakości, substytucje ze względu na cenę lub dodatkowe opłaty za usługi.
To główna część tego, co poszło w górę, dlatego dane dotyczące poszczególnych branż pokazują ogromną różnicę (artykuły spożywcze wzrosły o 35 procent w ciągu czterech lat) i dlatego ShadowStats szacuje inflację przez dwa lata z rzędu w postaci dwucyfrowej, osiągając szczyt na poziomie 17 procent. Jak wynika z szacunków Narodowego Biura Badań Ekonomicznych, samo dodanie odsetek powoduje, że inflacja w 2023 r. wyniesie 19%.
Różne badania wykazały, że od 2019 r. ceny fast foodów – złoty standard na rynkach finansowych służący do pomiaru prawdziwej inflacji – przewyższają oficjalny wskaźnik CPI o 25–50%.
Błędne podanie danych o inflacji to dopiero początek problemu. Mamy szczęście, jeśli jakiekolwiek dane rządowe uwzględniają błędne liczby. Rozważ sprzedaż detaliczną jako tylko jeden przykład. Załóżmy, że w zeszłym roku kupiłeś hamburgera za 10 dolarów, a w tym tygodniu kupiłeś go za 15 dolarów. Czy powiedziałbyś, że Twoje wydatki w handlu detalicznym wzrosły o 50 procent? Nie, po prostu wydałeś więcej na tę samą rzecz. Zastanów się. W ten sposób obliczana jest cała sprzedaż detaliczna.
Podobnie jest z zamówieniami fabrycznymi. Musisz sam dokonać korekty inflacji. Nawet wykorzystanie konwencjonalnych danych, które są szalenie niedoszacowane, niweczy wszelkie osiągnięcia z ostatnich kilku lat. E.J. Antoni jest jednym z niewielu ekonomistów, którzy faktycznie zajmują się tym tematem i stworzył poniższe dwa wykresy.
Pan Antoni napisał: „To są zamówienia fabryczne przed i po uwzględnieniu inflacji: to, co wygląda na wzrost o 21,1 procent od 21 stycznia do marca 24 roku, to tylko 1,8 procent wzrostu – reszta to po prostu wyższe ceny, a nie więcej rzeczy fizycznych ; co gorsza, realne zamówienia spadły o 6,9 procent od najwyższego poziomu w czerwcu 22 roku”.
Wyobraź sobie te same wykresy, ale z bardziej realistycznymi korektami. Główne dane podawane codziennie przez prasę biznesową są fałszywe. I wyobraź sobie te same wykresy powyżej, przerobione z inflacją dwucyfrową, tak jak powinna. Mamy poważny problem.
Problemy z danymi o zatrudnieniu są coraz bardziej znane. Zasadniczo dane dotyczące zakładów, które są zwykle zgłaszane, są liczone podwójnie lub po prostu niedokładne, a ponadto istnieje ogromna rozbieżność z drugą metodą liczenia stanowisk pracy za pomocą badań gospodarstw domowych. Pan Antoni ponownie proponuje takie spojrzenie - jak na trzecim wykresie.
Ponadto ani stosunek liczby pracowników do liczby ludności, ani wskaźnik aktywności zawodowej nie wróciły do poziomów sprzed blokady.
Rozważmy teraz produkt krajowy brutto (PKB). Według starej formuły opracowanej w latach trzydziestych XX wieku wydatki rządowe zwiększają PKB, a cięcia od niego odejmują, tak jak eksport dodaje, a import odejmuje. Dlaczego? To stara teoria zakorzeniona w pewnego rodzaju keynesizmie/merkantylizmie, której nikt chyba nigdy nie zmieni. Jednak obecnie, wszystko się zachwiało w związku z gwałtownymi wydatkami rządowymi.
Aby obliczyć, czy i w jakim stopniu znajdujemy się w recesji, nie patrzymy na nominalny PKB, ale na realny PKB, czyli sko- rygowany o inflację. Dwa gorsze kwartały uznaje się za recesję. A co, jeśli skorygujemy żałosne, błędnie oszacowane dane dotyczące produkcji, realistycznie rozumiejąc inflację w ciągu ostatnich kilku lat?
Nie dysponujemy liczbami, ale z szacunkowych obliczeń wynika, że nigdy nie wyszliśmy z recesji z marca 2020 r. i że wszystko stopniowo się pogarsza.
Wydaje się, że pasuje to do każdego badania nastrojów konsumentów. Wydaje się prawdopodobne, że sami ludzie są lepszymi obserwatorami rzeczywistości niż rządowi zbieracze danych i statystycy.
Do tej pory zajmowaliśmy się pokrótce inflacją, produkcją i sprzedażą i stwierdziliśmy, że oficjalne dane nie są wiarygodne. Jeden błąd przekłada się na inne, takie jak dostosowywanie produkcji pod kątem inflacji lub dostosowywanie sprzedaży pod kątem rosną- cych cen. Dane dotyczące miejsc pracy są szczególnie problematyczne ze względu na problem podwójnego liczenia.
Co warto wiedzieć o finansach gospodarstwa domowego? Zmiana stóp oszczędności i zadłużenie na kartach kredytowych opowiadają tę historię.
Kiedy to wszystko zsumujesz, masz dziw- ne poczucie, że nic, co nam powiedziano, nie jest prawdziwe. Według oficjalnych danych, w ciągu ostatnich czterech lat dolar stracił na sile nabywczej około 23 centy. Absolutnie nikt w to nie wierzy. W zależności od tego, na co faktycznie wydajesz pieniądze, prawdziwa odpowiedź jest bliższa 35 centom, 50 centom, a nawet 75 centom… lub więcej. Nie wiemy tego, czego nie możemy wiedzieć.
Pozostaje nam spekulować. Problem ten łączy się z faktem, że nie jest to tylko problem USA. Wzrost inflacji i spadek produkcji mają charakter prawdziwie globalny. Możemy nazwać to recesją inflacyjną lub wysoką depresją inflacyjną na całym świecie.
Weź pod uwagę, że większość modeli ekonomicznych stosowanych w latach 70. XX wieku – i nadal – postuluje, że istnieje stały kompromis między produkcją (z zatrudnieniem jako wskaźnikiem zastępczym) a inflacją, tak że gdy jeden jest w górę, drugi w dół (krzywa Phillipsa).
Obecnie stajemy w obliczu sytuacji, w której na dane dotyczące zatrudnienia duży wpływ mają złe sondaże i odpływy pracowników, dane dotyczące produkcji są zniekształcone przez historyczny poziom wy- datków rządowych i zadłużenia, a nikt już nawet nie próbuje zapewnić realistycznego rachunku inflacji.
Co się do cholery naprawdę dzieje? Żyjemy w czasach obsesji na punkcie danych i dysponujemy pozornie magicznymi zdolnościami do poznania i obliczenia wszystkiego. A jednak nawet teraz wydaje się, że jesteśmy bardziej ślepi niż kiedykolwiek wcześniej. Różnica polega na tym, że obecnie powinniśmy ufać i polegać na danych, w które nikt nawet nie wierzy, że są prawdziwe.
Wracając do kryzysu na rynku nieruchomości komercyjnych, w przypadku artykułu „NY Times” duże banki nawet nie chciały rozmawiać z reporterami piszącymi tę historię. To powinno ci coś powiedzieć.
Żyjemy w oparciu o zasadę „nie pytaj, nie mów”. Nikt nie chce mówić o hiperinflacji. Nikt nie chce mówić o depresji gospodarczej. Przede wszystkim nigdy nie przyznawaj się do prawdy: punktem zwrotnym w naszym życiu i wydarzeniem powodującym całą katastrofę dla świata były same blokady covidowe. A wszystko z tego wynika.
Jeffrey A. Tucker
Comment (0)