•   Thursday, 28 Mar, 2024
  • Contact

Interes na trzeźwo

Specjaliści, którzy stronią od alkoholu - z powodów zdrowotnych, religijnych albo po prostu dlatego,

Alkohol jest obecny w każdej dziedzinie naszego życia. Czy w świecie biznesu i polityki można pozwolić sobie na luksus bycia abstynentem? Czy możliwe jest utrzymywanie kontaktów towarzyskich, jeśli stronimy od zakrapianych spotkań?  
 Terry Levin, do niedawna specjalista do spraw sprzedaży reklam w magazynie Forbes, ciężko pracował na swoją reputację niezawodnego kompana do kieliszka.
- Można powiedzieć, że wynajmowałem przestrzeń barową w P.J. Clarke's - mówi, mając na myśli jeden z lokali na Manhattanie. - Zawsze wychodziłem ostatni; nigdy też nie zobaczyłbyś mnie bez drinka w ręku.
W branży reklamowej wiele zależy od tego, czy dana osoba potrafi wzbudzać sympatię. Dzięki swojej postawie Terry odnosił sukces za sukcesem - aż do 2010 r., kiedy to postanowił, że da odpocząć swojemu organizmowi i na sześć miesięcy pożegna się z trunkami. O ile jego zdrowie na tym zyskało, to już o sprawach zawodowych nie da się tego powiedzieć.
- Dzwoniłem do różnych decyzyjnych osób, z którymi łączyły mnie przyjacielskie stosunki, żeby sprawdzić, czy zamiast wizyty w pubie w porze promocji na drinki nie mają przypadkiem ochoty na coś do zjedzenia - wspomina Terry. - Zazwyczaj słyszałem wtedy: "Pijesz? Nie? To może dajmy sobie spokój?".
To by było na tyle, jeśli chodzi o korzyści płynące z życia w trzeźwości.
Mimo iż biznesowy lunch przy kieliszku martini czy spotkania mocno zakrapiane whisky to widok, który częściej można dziś zobaczyć w telewizji niż w "realu", we współczesnej Ameryce znaczna część rytuałów biznesowych wciąż kręci się wokół alkoholu. Nieważne, czy umizgujesz się do klienta, ustalasz szczegóły transakcji, a może po prostu starasz się udowodnić, że nie odstajesz od grupy - jest całkiem prawdopodobne, że w wielu branżach kilka szybkich piw wciąż znaczy więcej, niż, powiedzmy, towarzyska partyjka golfa.
Specjaliści, którzy stronią od alkoholu - z powodów zdrowotnych, religijnych albo po prostu dlatego, że tak lubią - czasami mogą odnieść wrażenie, że mają pod górkę w interesach. I to tylko dlatego, że nie ciągnie ich do kieliszka!
- Otoczenie oczekuje od ciebie, że będziesz pił. Picie jest wpisane w twoje zawodowe życie. Przyznanie się do abstynencji sprawia, że inni zaczynają podchodzić do nas z pewną dozą ostrożności - wyjaśnia Link Christin, który sprawuje nadzór nad programem terapeutycznym skierowanym do przedstawicieli zawodów prawniczych, uruchomionym w ubiegłym roku z inicjatywy działającej w Minnesocie sieci klinik leczenia uzależnień Hazelden. - Mówiąc, że nie pijesz, rzucasz na siebie podejrzenie o nieumiejętność dostosowania się do reguł gry.
Chcąc znaleźć potwierdzenie opisanego wyżej stanu rzeczy, nie musimy szukać daleko. Wystarczy przyjrzeć się tegorocznej kampanii wyborczej w Stanach Zjednoczonych. W ramach demonstrowania wyborcom, że Mitt Romney - mormon i abstynent - jest inny niż większość Amerykanów, Barack Obama postanowił jawnie obnosić się ze swoim zamiłowaniem do piwa, jakże typowym dla "normalnego faceta".
"Wczoraj bawiłem się na waszym festynie stanowym. Zjadłem kotleta i wypiłem kufel piwa" - chwalił się w sierpniu wyborcom w Iowa dzień po tym, jak doprowadził do chwilowego zamknięcia budki ze złocistym trunkiem, by mógł spokojnie kupić piwo dla siebie i dziesięciu przypadkowych uczestników festynu. "Smakowało mi. Dzisiaj ograniczyłem się do samego piwa. Kotleta nie jadłem. Ale piwo smakowało mi tak samo dobrze." Tłum nagrodził prezydenta głośnym skandowaniem: "Postawić mu jeszcze cztery!".
Kiedy Amerykanie zaczęli domagać się, żeby Obama wyjawił swój przepis na domowe piwo (stało się to po tym, jak podarował butelkę tego wyrobu właścicielowi małej jadłodajni w Knoxville w Iowa), Biały Dom uruchomił najpierw tradycyjną procedurę zbierania głosów pod udostępnionym w Internecie wnioskiem (by prezydent zareagował na petycję, należy zebrać 25 tysięcy podpisów). Jednak już przy 12 tysiącach administracja "zmiękła", udostępniając wszystkim zainteresowanym dwa przepisy za jednym zamachem.
Tego rodzaju taktyka nie jest w świecie polityki niczym nowym. Już w 1980 r. Edward Kennedy krytykował brak alkoholu w Białym Domu, przygotowując się do starcia w prawyborach z urzędującym wówczas prezydentem, Jimmym Carterem (mowa o prawyborach w Partii Demokratycznej, do której obaj należeli; nietypowa rywalizacja Kennedy'ego z urzędującym prezydentem i partyjnym kolegą osłabiła Demokratów i w efekcie przyczyniła się do zwycięstwa Ronalda Reagana - przyp. tłum.). W ostatnich latach sondażowym truizmem stało się natomiast stwierdzenie, że wyborcy głosują na tego kandydata, z którym chętniej wybraliby się na piwo. Ostatni abstynent w Białym Domu, George W. Bush, starał się, by reporterzy przynajmniej raz na jakiś czas "przyłapali" go z butelką bezalkoholowego piwa O'Doul's.
Wróćmy jednak do osób niepublicznych. Osobliwe przekonanie, że niepijący nie radzą sobie w interesach - albo, co gorsze, nie zasługują na zaufanie - może mieć negatywny wpływ na zawodowy rozwój specjalistów będących abstynentami.
"Taki ktoś jest postrzegany niemal jak impotent" - powiedział mi anonimowo pewien redaktor pracujący w magazynie poświęconym wyrobom alkoholowym. Większość jego współpracowników nie ma pojęcia, że niedawno rozpoczął on dwunastostopniowy program walki z uzależnieniem od alkoholu.
W przypadku mojego rozmówcy minusy związane z abstynencją dotyczą zarówno życia zawodowego (jakiś czas temu odrzucił propozycję awansu, ponieważ wiązałaby się ona z koniecznością kosztowania win) jak i codziennego funkcjonowania wśród ludzi "z branży".
- Osoby, którym w przeszłości wręcz rzuciłbym się na szyję, zapraszają mnie na lunche i kolacje, a ja regularnie im odmawiam - mówi mężczyzna. - Nie mogę przecież iść na kolację z właścicielem winiarni i powiedzieć: "Nie, za wino dziękuję".
Nie trzeba jednak pracować w branży winiarskiej, by na własnej skórze przekonać się, jak uciążliwa bywa abstynencja. Na Wall Street, gdzie wciąż przeważają amatorzy dobrej, zakrapianej zabawy, spotkać można osoby niepijące, które narzekają, że nigdy nie mogą dobić targu albo nawet ponegocjować z potencjalnym partnerem - tylko dlatego, że nie chcą brać udziału w spotkaniach, podczas których pije się alkohol. Tak twierdzi John Crespac, nowojorski terapeuta współpracujący z wychodzącymi z alkoholizmu biznesmenami.
Socjolodzy mówią w tym kontekście o "towarzyskim kapitale": to ekonomiczne korzyści, jakie możemy zyskać dzięki naszej zdolności do dopasowywania się do okoliczności. - Pamiętam takie sytuacje, w których moi koledzy z pracy wychodzili na miasto z ludźmi, którzy mogli okazać się dla mnie cennymi kontaktami. Ja jednak nie byłem zapraszany na te spotkania - mówi chcący zachować anonimowość niepijący makler z Wall Street. - Nikt nie mówił tego głośno, ale wiedziałem, o co chodzi. "Nie zaprosimy go, bo pewnie skończymy w jakiejś knajpie, a on i tak nie będzie pił - więc po co robić sobie kłopot?"
Rzecz jasna, trzeźwość i sukces nie wykluczają się wzajemnie. Warren Buffett, Donald Trump, Joe Biden - wszyscy oni są zdeklarowanymi abstynentami. Romneyowi, bez względu na to, czy wygrawybory czy nie, też nie można odmówić miana człowieka sukcesu.
Niepijąca kobieta może z kolei odkryć, że sprzyja jej pewien odwieczny podwójny standard. - Od mężczyzn wciąż niejako oczekuje się gotowości do szaleństw, ale ostro imprezująca kobietaściąga na siebie krytykę - mówi John Crespac, zauważając, że jedynie garstka spośród jego pacjentek skarżyła się na niedogodności związane z abstynencją w sytuacjach towarzysko-zawodowych. - Kobiety są dyskryminowane w miejscu pracy z wielu powodów, ale tak się składa, że akurat alkohol nie jest jednym z nich.
Mimo to badacze skłaniają się ku przypuszczeniu, że abstynentom trudniej jest wspinać się na kolejne szczeble korporacyjnej drabiny. Liczne badania potwierdzają, że osoby umiarkowanie pijące zarabiają więcej niż abstynenci (ale też więcej, niż osoby pijące dużo).
Presja środowiskowa może przyczynić się do tego, że osoby walczące z chorobą alkoholową mogą na nowo jej ulec. Między innymi dlatego właśnie sieć klinik Hazelden opracowała specjalny program wsparcia dla starających się żyć w trzeźwości prawników. - Od przedstawicieli naszego zawodu w większym stopniu niż kiedykolwiek wcześniej wymaga się pozyskiwania coraz większej liczby klientów dla firm, w których pracujemy - mówi Christin, prawnik i niepijący alkoholik. - Kiedy musisz wybierać między zapewnieniem bytu swojej rodzinie a kieliszkiem wina, niełatwo jest wytrwać w postanowieniu, że nie będziesz pił - dodaje.
Abstynenci mają swoje sposoby na zacieśnianie więzi w środowisku zawodowym bez picia alkoholu. Niektórzy zamawiają drinka i zwyczajnie zostawiają go w spokoju na stoliku; inni uciekają się do poczucia humoru. - Ja zazwyczaj mówię, że jestem w ciąży - śmieje się cytowany wyżej anonimowy makler z Wall Street.
Terry Lavin, który przerwę w karierze zawodowej poświęca na pisanie książki, doradza małe oszustwo. - Można na przykład poprosić barmana, żeby nalał nam wody do szklanki takiej, w jakiej pije się whisky z lodem. To działa uspokajająco na towarzystwo.
Pocieszający jest również fakt, że na koniec triumfuje "sprawiedliwość dziejowa". Joe McKinsey, niegdyś specjalista ds. kredytów hipotecznych, a obecnie szef kliniki odwykowej, zapewnia, że wystarczyło kilka miesięcy, aby z obiektu kpin (sam leczył się z choroby alkoholowej, w związku z czym nie pił) stał się powiernikiem swoich udręczonych kolegów.
- Kończy się to tym, że zaczepiają kogoś takiego jak ja i pytają: "Powiedz mi, czy ja mam problem z piciem?". Kiedy ktoś potrzebuje się wygadać, przychodzi do mnie.
Douglas Quenqua
 Katarzyna Kasińska

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: