“Morze, nasze Morze…”

WW Historia

„Z dniem 28 listopada 1918 r. rozkazuję utworzyć marynarkę polską, mianując jednocześnie pułkownika marynarki, Bogumiła Nowotnego szefem Sekcji Marynarki przy Ministerstwie Spraw Wojskowych”
Naczelnik Państwa Józef Piłsudski

(28.11 - rocznica zwycięstwa pod Oliwą, 17 dni po ogłoszeniu Niepodległości Rzeczpospolitej)  

Na ostatnie dni listopada przypadają dwie rocznice, spinające jakby klamrą morską historię II RP, symbolizujące polskie związki z morzem oraz świadomość znaczenia spraw morskich dla niepodległego państwa. Ilustrują one także nasz morski los, cenę jaką za bycie państwem morskim – państwem poważnym - przychodzi zapłacić. Tytułowe słowa znanej piosenki, której autorem nie był zawodowy artysta lecz marynarz, oddają doskonale ówczesny, sprzed wieku, zapał i optymizm, kiedy z niczego wykuwano zręby niepodległości, nie zapominając - wbrew logice braku tradycji – o sprawach morskich.  
Na marginesie: z radością zobaczyłem ten akurat tekst, wkomponowany w program torontońskiego koncertu “Cześć Ci, Polsko!” z okazji Święta Niepodległości, przez jego producenta, Macieja Jaśkiewicza. “Mierz siły na zamiary” było ówczesną dewizą Polaków.
***
28 listopada 1918 roku, dekretem Naczelnika Państwa powołano do życia Polską Marynarkę Wojenną. Jej pierwszym szefem zos- tał pułkownik marynarki (sic!) w Ministerstwie Spraw Wojskowych. Było to zaledwie 17 dni po ogłoszeniu Niepodległości Polski!
26 listopada 1939 roku, 29 mil morskich na południowy wschód od Cape Farnborouch w niemieckie miny (inna wersja mówi o ataku torpedowym) uderzył i zatonął transatlantyk M/S “Piłsudski”, duma polskiej marynarki handlowej. Na czas wojny “Piłsudski” przeszedł pod dowództwo Royal Navy jako okręt transportowy (podobnie jak  bliźniaczy M/S ”Batory”). Był to pierwszy rejs dumnej jednostki w tej wojennej roli, w trakce którego miała ona przywieźć żołnierzy z Australii i Nowej Zelandii. Niestety, rejs ostatni.


W trakcie akcji ratunkowej zdołano uratować prawie wszystkich marynarzy. Od wybuchów zginął jedynie jeden oficer. Reszta załogi uratowała się w szalupach ratunko-​wych. Niestety, już na pokładzie angielskiego okrętu ratujacego Polaków, zmarł z wychłodzenia i szoku legendarny kapitan, Mamert Stankiewicz, który zszedł ostatni z okrętu, do końca kierując akcją ratunkową. Za swą bohaterską postawę kpt. Stankiewicz został pośmiertnie odznaczony, jako pierwszy oficer Marynarki  Handlowej, Orderem Virtuti Militari.  
Postać kapitana Stankiewicza jest przykładem postawy wielu Polaków, którzy urodzeni pod zaborami i wykształceni w zaborczych armiach lub flotach, wybrali służbę Rzeczpospolitej. Jest ona dobrze znana szerokim miłośnikom polskiej historii, nie tylko  mary- nistyki, z popularnych opowieści kpt. Karola Olgierda Borchardta “Znaczy Kapitan”.
Kapitan Stankiewicz był jednym z tych, którzy nie tylko ofiarowali swą służbę odrodzonej Rzeczpospolitej, lecz angażowali się bez reszty w kształtowanie polityki morskiej powstającego panstwa. Oto fragment jego pracy, „Z floty carskiej do Polskiej”:
„Sprawy własnego wybrzeża morskiego wysunęły się w Polsce na miejsce pierwszoplanowe. Można i trzeba się z tego cieszyć. Tym bardziej że w latach po wojnie bolszewickiej wyzyskanie morza nie wyglądało dobrze i przez jakiś czas można było nawet się obawiać, że w Polsce współczesnej kierunek ekspansji będzie jak dawniej skierowany na wschód, eksploatacja zaś morza będzie nadal oddana mniej lub więcej przyjaznym pośrednikom. Jest rzeczą jasną, że groziłoby to nam po prostu utratą wszelkich korzyści z posiadania wybrzeża morskiego.“
‚Jeżeli polityka morska stanęła na właściwym torze - tak samo jak wszystkie inne dziedziny naszego życia w Polsce odrodzonej - to wdzięczna potomność powinna pamiętać, że to dzieło Wodza Narodu - Marszałka Józefa Piłsudskiego.“
***
“Polityka morska państwa” to termin oczywisty dla prawdziwych elit państwowych wszystkich krajow uważających się i uważanych za “państwa poważne”. Przypominam ten termin (ukuty przez redaktora St. Michalkiewicza), jako najtrafniej oddający realia, w jakich realizowane są relacje międzynarodowe.  
Każde państwo aspirujace do roli samodzielnego bytu politycznego ma w swojej historii ludzi, którzy wykuwali samodzielną ‘myśl morską’ jako część ogólnej myśli politycznej swego narodu (narodu politycznego w naszych północno-amerykańskich warunkach). O Brytyjczykach czy Francuzach nie ma potrzeby wspominać, każdy bowiem z wielkich polityków tych kolonialnych potęg poświęcał morzu odpowiednią uwagę. Od Colberta czy Palmerstona, po Churchilla i De Gaulle’a. Przesadne ambicje morskie admirała Tirpitza i Cesarza Wilhelma wepchnęły nowo powstałe Cesarstwo Niemiec na tor kolizyjny z Albionem, ale znaczenie handlu morskiego czy posiadania własnych portów i floty było czymś oczywistym. Zjednoczona w XIX wieku Italia natychmiast zbudowała imponującą flotę, będąc np. pionierem broni podwodnej. Wielkim teoretykiem spraw morskich w dziejach Ameryki był T.A. Mahan. W czasach sowieckich “Potęgę Morską Współczesnego Państwa” wnikliwie analizował i opisywał Admirał Gorszkow. Dziś to flota podwodnych atomowych gigantów z międzykontynetalnymi rakietami “Boriej” utrzymuje mocarstwowy status Rosji. Ambicje Chin i Indii najlepiej sygnalizują ambitne projekty budowy flot, z lotniskowcami i atomowymi okrętami podwodnymi. Na mniejsza skalę dbają o morze Szwedzi i Duńczycy. I tylko w Polsce, która szczyci się 500 kilometrami linii brzegowej, sprawy morskie sa traktowane po macoszemu.
Trudno w to uwierzyć, ale patrząc na stosunek tak zwanych ‘elit’ Warszawy do spraw gospodarki morskiej, do spraw polityki wojennomorskiej, można by przypuszczać, iż to wysiłek przerastający horyzont myślowy decydentów. I najchętniej oddaliby oni tę politykę w inne ręce. Bo, per analogiam do wypowiedzi byłego kandydata na prezydenta – “po co nam własna flota, jak są floty sojuszników!”   
Dla Polski, w jej położeniu geopolitycznym, wielkie porty stanowią bramę handlową ze światem. I mamy ich aż trzy. Morski transport gazu stanowić może potężny element budowania bezpieczeństwa energetycznego poprzez dywersyfikację źródeł dostaw. Jest to jednak ‘brama’ narażona na rozmaite działania nieprzyjacielskie. Posiadanie floty mogącej zapewnić polskim portom, zwłaszcza zaś przestrzeni powietrznej nad nimi. odpowiedniej osłony powinna być priorytetem polityki obronnej. Mówi śie o tym od lat, dekad. Mówi.
Smutne są w tym kontekście uroczystości 103. rocznicy powstania Marynarki Wojennej. I wymowne. PMW praktycznie jest w stanie likwidacji. Nie istnieje lotnictwo marynarki, nie istnieje broń podwodna, nie ma faktycznie okrętów bojowych. Kilka trałowców (szumnie nazywanych niszczycielami min), okręty szkolne hydrograficzne, holowniki, dwie po-amerykańskie fregaty bez zdolnosci rakietowych i trzy małe jednostki rakietowe to raczej skansen niż siła odstraszania. Patrolowiec Gawron/Ślązak to pomnik krachu myślenia obronnego o morzu w wydaniu wszyst- kich dotychczasowych rządow!  
Najgorszy nie jest jednak brak jednostek bojowych, lecz kompletny brak myśli startegicznej w stosunku do współczesnych wyzwań na morzu. Bałtyk jest małym ale żywotnym dla nas akwenem i ewentualnym teatrem działań wojennych. Nie na darmo Rosjanie trzymają flotę i rozbudowują siły w rejonie Kaliningradu! Tymczasem Warszawa nie posiada - i nie wypracowuje - żadnej koncepcji wojenno-morskiej, żadnej. Kolejne ekipy kompromitują się hucznymi zapowiedziami o “polskich kłach”, zmieniają co chwilę programy zakupu/budowy - a to okrętów podwodnych, a to korwet/okrętów obro- ny wybrzeża/fregat. Tymczasem sukcesem staje się fakt, iż nasz jedyny okręt podwodny, ORP “Orzeł” samodzielnie wpłynął do doku remontowego!
Czy wróciliśmy zatem do punktu, w którym znajdowaliśmy się u progu Niepodległej? Wówczas także prawie wszyscy politycy z góry zakładali brak możliwości rozwoju, czy to własnej floty handlowej, czy to wojennej, czy nawet szkolnictwa morskiego. Wymowne są tu wypowiedzi Prezydenta Stanisław Wojciechowskiego, na wystawie morskiej w Toruniu na widok uczniów Szkoły Morskiej z Tczewa, Stwierdził on wówczas: - „Biedni chłopcy, przecież to wszystko przyszli bezrobotni”. Nie inaczej myślał premier Witosa, który w temacie Szkoły Morskiej wydał bezwględny wyrok:  „Należy skończyć z tymi mrzonkami i wszystko zlikwidować”. Zlikwidować miano zatem i szkołę w Tczewie i nawet żaglowiec szkolny „Lwów” (ten sam, na pokład którreo w marzeniach i w życiu wspinał się potem Kpt. Borchardt)
Wówczas jednak zdecydowała dalekowzroczna myśl Józefa Piłsudskiego, który patrzył na powstającą Rzeczpospolitą w sposób nowoczesny, dostrzegając naturalne wyzwania i konieczności rozwoju. Realizowała zaś tę politykę grupa romantycznych zapaleńców. Dziś także potrzebny jest nowoczesny polityk-wizjoner, który stworzy nową doktrynę polskiej polityki morskiej. Inaczej dosłownie za kilka lat z Marynarki Wojennej pozostanie nam w Gdyni dumny okręt-muzeum ORP “Błyskawica”, na pokładzie której politycy będa wygłaszać kolejne puste deklaracje.
WMWojnarowicz

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: