“Moja” Copa do Mundo #5

WW Historia

“… A czy szampana czy nerwosan  
pić będziemy,  
okaże się!”
piosenka "Uliczkę znam w Barcelonie"
Bogdana Łazuki z MŚ 1982

Okazji do otwierania szampana nie było, nerwosan zaś chyba się przyda już w następnym meczu z drużyną, która dokonała niemożliwego. Żałowałem, że Polska nie gra z Argentyną na początku, kiedy Messi i spółka są jeszcze niezgrani. Teraz będą wściekli.

“Jutro Meksyk!” Wiedzieliśmy o tym od dawna. Z Meksykiem zagramy o wszystko. To przeciwnik trudny, w pierwszym meczach ostatnich mundiali nie przegrali od roku 1994 (0:1 z Norwegią) a cztery lata temu na "Guten tag" ograli Niemców. Odpadli wtedy z Brazylią w 1/8, ale “od zawsze” wychodzą z grupy. Nie wolno nam popełnić żadnego głupiego błędu w obronie. Szans na bramkę zaś będzie niewiele, może tylko jedna.  

Żenujących błędów, takich jak w meczu z Senegalem w Petersburgu na FIFA 2018 czy ze Szwecją na Euro’21 nie było. Natomiast trafiła się nam ta jedna jedyna okazja na gola! VAR zdecydował - Penalty!  Lewandowski miał zdobyć swą 77 w reprezentacji, a pierwszą na mistrzostwach świata bramkę. Miał…  

Zagryzając wargi, starsi kibice mogli jedynie wspominać moment z meczu na Mundialu'78 w Buenos Aires. Wówczas to w spotkaniu z Argentyną nieodżałowany Kazimierz Deyna “podał”z jedenastu metrów do bramkarza. Co by było, gdyby trafił? We wtorek na ‘kontenerowym” stadionie nasz najlepszy piłkarz w historii strzelił po prostu słabo. Nie było charkterystycznego dla karnych w wykonaniau RL9 momentu pauzy, nie było siły. Meksykanie urwali się z przysłowiowego stryczka. A my co prawda, po raz pierwszy od 2002 roku nie przegraliśmy meczu otwarcia wielkiego turnieju, ale bezbramkowy remis, po bezbarwnym w sumie widowisku, smakuje jak porażka.

https://www.youtube.com/watch?v=fxid1o5amCw 

Pretendenci wystąp!
Obserwując pierwsze mecze w Katarze, nie możemy jeszcze nic powiedzieć o faworytach i outsiderach. Dlatego powróćmy jeszcze do historii. W naszych mundialowych wspomnieniach patrzyliśmy do tej pory na losy Wielkich Mistrzów! Mundialowe złoto tworzy bowiem legendy, kreuje współczesnsą mitologię, nieporównywalną z jakimkolwiek innym sportem. Elitarny klub zwycięzców piłkarskich zmagań narodów – bo nie chodzi o grę, lecz emocje owych dziesiątek milionów kibiców identyfikujących się z flagą i narodowymi barwami - zazdrośnie broni wstępu w swe progi 'intruzom'.

We współczesnym footballu także rynek powierdza lub odmawia reprezentacjom statusu "elite". Dziś gracze mistrzowskich reprezentacji wyceniani są w setkach milionów dolarów. A na liście “wartości” reprezentacji widzimy już miliardy! Czy zatem w dzisiejszej rzeczywistości - komercjalnej erozji ducha każdego nieomal sportu -  szczęsliwy los zapuka kiedyś do bram biedaków, owych ”pretendetów”?  

Wbrew komercjalnej logice - jakże widocznej w kopaninie sankcjonowanej przez UEFA poprzez tworzenie nowych rozgrywek jak Puchar Konfederacji - świat wielkiej piłki ciągle czeka na challengera! Takiego jak zespół Leicester City w 2016, wywracającego stoliki finansjery Premier Leaugue. Albo choćby takiego Eintrachtu Frankfurt, eliminującego Barcelonę.  

W mistrzostwach świata FIFA owo od dekad oczekiwane wyzwanie ma nadejść z głębi Afryki. W tym roku reprezentują ją mistrzowie Czarnego Kontynentu – Senegal, zawsze groźna Ghana, niesamowity dawniej Kamerun. W szeregach zespołów afrykańskich zawsze występują znakomici gracze, autentyczne gwiazdy najlepszych europejskich klubów. Czy owi gwiazdorzysą jednak dojrzali do gry na sukces drużyny?  

A może będzie to ktoś z Azji? Małe szanse. Poza typowo azjatyckim, widocznym na kilometr, ukartowanym “sukcesem” Korei w 2002, na to się nie zanosi! Owszem, w poszczególnych meczach np. Arabia Saudyjska może pokonać giganta, jak swego czasu Niemców czy we wtorek Argentynę, ale to wszystko.

Czy pojawi się zatem pretendent ze ‘starej’ Europy? Kiedyś byli nimi Czesi i Węgrzy, osrebrzeni w finałowych starciach z Brazylijczykami, Włochami czy Niemcami. Cztery lata temu zamieszali Chorwaci, eliminując w półfinałach powracającą na szczyty Anglię. Dziś wspomina się o zawsze groźnej Portugalii i nadal czekającej na spełnienie wielkich nadziei swojego “złotego pokolenia” - Belgii. Bookmacherzy nie zostawiają jednak marzącym o sensacji złudzeń.  Nie ma kandydatów do rzucenia poważnego wyzwania elicie. Piszący jednak po cichu liczy na… Urugwaj.  

Kiedy piszemy o turniejowych “czarnych koniach”, po cichu liczymy zawsze na Polskę. Marzymy co cztery lata nie o jednym, niesamowitym meczu, lecz o znalezieniu się w grupie najlepszych – choćby ośmiu zespołów mundialu. Zapewne i tym razem, jak w czasie Euro 2021, wielu po cichu liczyło, iż prowadzeni przez Lewandowskiego Polacy, ze Szczęsnym, Zielińskim czy Zalewskim, mogą pokusić się o taką niespodziankę, jak za czasów Lato czy Bońka. “Biało-czerwoni” niesieni siłą marzeń!   

Historia uczy: - “Point de rêveries, messieurs!”  - Żadnych marzeń, Panowie!
Mecz z Meksykiem pokazał nam smutną rzeczywistość. Awans na ten turniej był już sukcesem ponad naszą miarę.

Siłą rzeczy, dwa pierwsze turnieje o Złotą Nike nie miały ustalonej hierarchii mistrzów, bez włączenia w nią Igrzysk Olimpijskich. Właśnie olimpijskie złoto wzmocniło kandydaturę Urugwaju do organizacji pierwszego mundialu. Stulecie nipodległości latynoskiej republiki (1830) to jedno, a ich piłkarska renoma to drugie. Pomysłowdawca nowej formy rywalizacji, Monsieur Jules Rimet nie miał wątpliwości. Dwuktrotni mistrzowie Olimpiady, z lat 1924 i 1928 zasługiwali na “obronę” swego globalnego prymatu. I tak już “Urusi” po dzis dzień dodają swoje sukcesy z aren olimpijskich amatorów do zawodowej korony, nosząc dumnie w swoim herbie cztery mistrzowskie gwiazdy. Oczywiście, ich najwięksi kontynentalni rywale, Argentyńczycy, od kiedy sami zdobyli owo (ogromnie już wtedy zdewaluowane!) olimpijskie złoto, ‘marudzą’ o te cztery tytuły!

W naszych statystykach, w roku 1930-tym, Urugwaj może być uważany za legalnego “urzędującego mistrza” świata, wchodząc w mistrzowskie szranki mundiali i żadna argentyńska zazdrość tego tytułu “celestes” nie zabierze. Do roku 1930 Olimpiada była bowiem jedyną areną, na której konfrontowali swe umiejętności piłkarze obu kontynentów. Dwukrotni mistrzowie olimpijscy, przy wydatnej ‘pomocy’ krewkich kibców na Estadio Monumental, którzy “wspomagali” jak mogli swych idoli, pokonali rywali z Argentyny 4:2.  

Takie były to kiedyś zwyczaje, które znają wszyscy piłkarze, którym kiedykolwiek zdarzyło się grać na boiskach A-klasy. Kibic przy linii bocznej ma swoją “siłę”, a sędzia nie odgwiżdże czasem nawet ewidentego karnego z… uzasadnionej obawy. Kiedyś, zapyta ktoś? W roku 2018 finałowy mecz Copa Libertadores między lokalnymi drużynami Boca Juniors i River Plate musiano przenieść, ze względu na zamieszki kibiców, do Madrytu!  
***
Nasz grupowy rywal z Ameryki Południowej  ma za sobą przebogatą historię mundialowych potyczek. Przegrana w pierwszym finale mundialu dominującej na swym kontynencie Argentyny była dla rodzacych się wręcz na kamieniu, od Rosario po Mar del Plata mistrzów, złym prognostykiem. Gwiazdy takie jak legedarny Alfredo Di Stefano, przybywały przez dziesiątki lat do Europy i wzmacniały najlepsze ekipy La Liga czy Serie A. Kluby takie jak Estudiantes La Plata czy Bocca Juniors regularnie sięgały po klubowy Puchar Świata, bijąc najlepsze zespoły Europy, z Realem czy Manchesterem na czele. Jednakże od owego przegranego 2:4 starcia w Montevideo, reprezentacji Argentyny przyszło czekać 48 lat na ponowną szansę. I dopiero na własnych śmieciach, w Buenos, w 1978 stali się ‘Campeones’.  

To fatum nad indywidualnie wspaniałymi graczami ‘albi-celestes’ wisi nadal. Triumf zespołu Maradony w 1986 był ostatnim sukcesem Argentyny na arenie światowej. Na swoim zaś kontynencie, od ostatniego triumfu w Copa America, w roku 1993 (14-tego w historii) Argentyńscy “gauchos” niczego nie zwojowali przez 28 lat! Ich dwukrotne z rzędu porażki z Chile w finałach “Copa” 2015-2016 były pokazem bezsiły i słabości. Nie pomagał wielki Messi! Porażki w ostatnich mundialach, kiedy zostali zdeklasowani wręcz przez Niemców 0:4 w 2010, a potem wykopani w karnych przez pozbawionych ducha, zawsze skłóconych Holendrów, dolały jedynie do pucharu goryczy.  

W roku 2018 pojawiła się znowu szansa na wielką drużynę, z graczami takimi jak Di Maria, Zabaletta, Mascherano, Higuain czy Ottamendi. Na boiskach Rosji “wielka” Argentyna jednakże zawiodła, choć sprzedała skórę drogo, walcząc do upadłego z Francuzami.  

Do Kataru jednakże Messi z kolegami przyjechali opromienieni złotem Copa America 2021, triumfem 3:0 nad mistrzami Europy w reaktywowanym Finalissima oraz świetnymi ‘eliminatorias’. Do wtorku, 22 listopada “albi-celestes’ mierzyli w rekord reprezentacyjnych spotkań bez porażki. Czy prestiżowa klęska z Arabią Saudyjską to początek ich kolejnej turniejowej “smuty”?  

W. Werner-Wojnarowicz
 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: