W poprzek Kanady - 2
Z daleka od szosy (252)
Kontrakt na zainstalowanie systemów kontroli i security otrzymała firma Energy Management Systems z Mississauga (E.M.S.), której właścicielem i prezydentem jest Polak z pochodzenia Wray Gibson. Jego firma jego zajmowała się przede wszystkim automatyzacją i kontrolą systemów technicznych, takich jak ogrzewanie, chłodzenie czy zasilanie w budynkach administracyjnych czy mieszkalnych, fabrykach, szpitalach itp. Systemy security były dla firmy stosunkowo nową dziedziną, ale jak się ma chęci, to można wszystko.
W firmie tej znalazłem zatrudnienie pod koniec 1999 roku. Mając doświadczenie w operowaniu systemami kontroli budynków z dziewięcioletniej pracy w Princes Margaret Hospital w Toronto mogłem zająć się tym razem zakładaniem takich systemów, czyli jakby przyjrzeć im się z drugiego końca. Na początku roku 2000 projekt linii światłowodu, który prowadziła najpierw firma” LEDCOR” a później” 360 NETWORK” wszedł w taką fazę, że założenie zakontraktowanych przez EMS systemów security weszło w sferę praktyczną. EMS to firma, w której razem z księgową i sekretarką pracowało 9 osób. Tym, który miał wprowadzić teorię w czyn okazałem się ja, niżej podpisany. Zaopatrzony przez firmę w wynajęty nowy terenowy samochód Ford Explorer i mając do pomocy młodego programistę komputerowego, Rosjanina Valerego Basmanowa, ruszyłem na wyprawę w poprzek kontynentu na spotkanie PRZYGODY ŻYCIA. Realizacja projektu trwała trochę ponad rok. Co się działo w drodze przez puszcze, prerie i Góry Skaliste i jak wygląda Kanada z bliska stanowi temat tej opowieści.
Ogromna cześć projektu telekomunikacyjnego opartego na światłowodach była realizowana w Mississauga. M.in. wszystkie betonowe moduły były konstruowane i uzbrajane na wielkim placu w okolicy Mattheson i Dixi. Jeździłem tam często zakładając na ścianach modułów metalowe skrzynki na nasze urządzenia kontrolne i komputer stacyjny. Tak przygotowane betonowe moduły były transportowane najpierw naczepami na stację kolejową, a potem koleją na miejsce, gdzie czekały przygotowane fundamenty, czyli betonowe kolumny, które jak góry lodowe ukazywały na powierzchni zaledwie dziesiątą część swojej wysokości. Pierwsza trasa, którą mogliśmy rozpocząć to długi etap od Thunder Bay do Edmonton. Samochód terenowy Ford Explorer nie pomieściłby wszystkiego co nam było potrzebne, więc zabraliśmy w drogę z Toronto tylko część potrzebną do Winnipeg w Manitobie. Tam w biurze Fedex mieliśmy odebrać resztę. Wyjazd planowaliśmy na ok. 2 tygodnie. Z firmy mieliśmy kartę kredytową, benzynową i otwarte konta w hotelach sieci Comfort Inn. Na papierze wszystko wyglądało super. Parę dni przed wyjazdem nagle nastąpił zgrzyt. Nasz programista Walery, który miał jechać ze mną nagle się dowiedział, że trasa na północy Ontario to nie same autostrady, hotele i cywilizacja. Walery był w Kanadzie od roku. Nigdy nie wyjeżdżał poza Toronto, w Rosji mieszkał w Moskwie i las widział tylko z okien samochodu lub pociągu. Ktoś mu uświadomił, co może nas czekać na Północy i Walery chciał zrezygnować. Powiedział, że ma żonę, dzieci i nigdzie nie jedzie bo go wilki zjedzą. Próbowałem go przekonać, że przecież biorę ze sobą karabin i to raczej wilki powinny się bać, ale to spowodowało wręcz panikę w jego oczach i całkiem się zaciął. Już wydawało się, że będę jechał sam, gdy wrócił nasz boss Wray Gibson. Gdy usłyszał, co się dzieje wziął Walerego na rozmowę w cztery oczy i nie wiem, co mu powiedział, ale Walery na wyjazd się zgodził. Był to najbardziej smutnie i rozpaczliwie wyglądający Rosjanin jakiego widziałem w życiu. Wieczorem zadzwoniła do mnie jego żona z zaproszeniem na kolację następnego dnia. Pojechałem oczywiście. Było dobre jedzenie i trochę alkoholu i troje dzieci i prawdziwa rosyjska kobieta, no i oczywiście Walery. Małżonka Walerego na koniec przyjęcia wymusiła na mnie obietnicę, że przywiozę jej męża całego i zdrowego z powrotem i że nie pozwolę mu prowadzić samochodu. Przyznam się, że po tym jak raz Walery wiózł mnie służbowym autem przez Mississaugę postanowiłem i tak, że nie dotknie kierownicy. To groziło śmiercią. Nie miałem z tym problemu. Uwielbiam prowadzić samochód. Uwierzycie lub nie, ale odkąd skończyłem 16 lat i zrobiłem prawo jazdy przejechałem dobre ponad 2 miliony kilometrów z czego część w rajdach samochodowych w Polsce. Nie byłem nigdy żadnym wielkim wyczynowcem i startowałem tylko w mistrzostwach okręgów, ale nauczyło mnie to wiele. Potem biznez pomocy szkolnych, które sprzedawaliśmy w Zbiorczych Szkołach Gminnych spowodował, że w Polsce potrafiłem zrobić po 100 tys. km rocznie i to małym Fiatem 126p. Nie dziwcie się więc, że taka wyprawa jaka się właśnie zapowiadała to było jak spełnione marzenie i do tego jeszcze mieli mi za to płacić. Nie mogłem się doczekać wyjazdu by poczuć wreszcie prawdziwą przestrzeń i mieć świadomość, że droga się nie kończy. To wszystko właśnie się spełniało.
Cdn. Marek Mańkowski
Comment (0)