Pisane z pamięci

Czas Wielkiej Zmiany


Może z przekory, a może z niepokoju, w okresie Świąt Bożego Narodzenia, które są tak głęboko zakorzenione w naszej rodzimej kulturze, pozwalam sobie zasygnalizować tematykę, jakiej zamierzam poświęcić w najbliższych tygodniach czas i miejsce. Odczuwamy, choć w rozmaity sposób, iż żyjemy w okresie głębokich zmian cywilizacyjnych. Kryzys pandemiczny Covid-19 w niczym nie zastopował procesów, które dotykają nas osobiście – podważając prawdy i wartości, na jakich opieramy swoje podróżowanie w czasie nam danym.
Przytaczam fragment wykładu prof. Chantal Delsol „Koniec chrześcijańskiego świata”. Został on wygłoszony w Instytucie Kultury Św. Jana Pawła II na Angelicum, a opublikowany 25 kwietnia 2021 w „Teologii Politycznej. To tego zapewne szokującego dla wielu tematu wykładu i do wyrażonych ocen francuskiej uczonej powrócimy już za tydzień.
„(...)Wciąż stoi przed nami zadanie rozważenia najważniejszej z zachodzących w naszych czasach przemian: końca liczącej sobie szesnaście stuleci cywilizacji. Śmierć świata chrześcijańskiego nie jest bynajmniej śmiercią nagłą. Więcej nawet, poza nielicznymi wyjątkami, cywilizacjom raczej nie zdarza się doświadczać tego rodzaju końca: umierają kawałek po kawałku, w następstwie szeregu wstrząsów. Chrześcijaństwo od dwóch wieków walczy o to, by nie umrzeć, na tym polega jego poruszająca i pełna heroizmu agonia.“
„Niesłychana energia, z jaką chrześcijańska kultura od dwóch wieków opiera się śmierci wyraźnie pokazuje, że faktycznie udało jej się ukształtować pewien świat, spójny w obrębie wszystkich obszarów życia – zwany światem chrześcijańskim. Chrześcijaństwo zbudowało cywilizację, która od szesnastu wieków nie szczędzi wysiłków, by żyć zgodnie ze swoimi prawami i dogmatami.“
Duma z Saragossy?
Są nazwy miejsc leżących daleko od rodzimych ziem, tak jednak zespolonych z dziejami poszczególnych wspólnot, iż dla następnych pokoleń zdają się oznaczać ojczyste strony. Dla narodu, którego polityczny los decydował się na polach odległych, wielkich bitew, jawi się to czymś oczywistym. Polski poeta uwiecznił to przekonanie o wartości żołnierskiej ofiary z dala od Ojczyzny, słowami: -“ta ziemia do Polski należy, choć Polska daleko jest stąd ”.  
Okrutny los potrafi jednakże czasem wysyłać oddanych synów narodu na misje, które ani z ojczyzną, ani z wolnością niewiele mają wspólnego.
Dla polskich wielbicieli historii, dla zakochanych w historycznych powieściach i filmach, dumnie brzmiały i nadal brzmą nazwy: Narvik, Somosierra, Monte Cassino. Czy podobną dumę budzi batalia o Saragossę?


20 grudnia 1808 roku trzy pułki Legii Nadwiślańskiej w służbie cesarza Francuzów, idąc “z ziemi obcej” do Polski, rozpoczęły udział w “drugim oblężeniu” Saragossy.
Dla Polaków triumf Napoleona Bonaparte był jedyną nadzieją wydarcia Rosji, Prusom i Austrii utraconej niepodległości. Nie dlatego, iż ‘Cesarz Francuzów’ specjalnie losem Polski się przejmował, ale dlatego, iż w ramach rozbijania wrogich mu koalicji stawał się sprzymierzeńcem naszej sprawy. Jedni w dobrą wolę Cesarza wierzyli szczerze, inni szli za głosem dowódców, zdając się na ich rozeznanie, jeszcze inni nie mieli złudzeń, ale szli, aby nie ulec bez walki. Maszerowali zatem Polacy w cesarskich szeregach, w kampaniach w których wir raczyły ich rzucić polityczne plany “Boga Wojny”. W roku 1808 Napoleon uderzył na Hiszpanię.  
W cztery lata później, wyprawa roku 1812 na Moskwę miała dla nas sens, choć zakończyła się katastrofą; obecność polskich szwoleżerów i legionistów na frontach Wojny na Półwyspie Pirenejskim jest jednakże historycznym kuriozum. Oto pozbawieni własnego państwa żołnierze-pielgrzymi, walcząc o swoją wolność stali się narzędziem imperialnego podboju. Znaleźliśmy się w krwawym oblężeniu dzielnego miasta, które już raz, pół roku wcześniej Francuzów powstrzymało. Tym razem trzy korpusy napoleońskie, w sile 45-tysięcy ludzi zamierzały dokończyć dzieła.  
W tytanicznej walce nieugiętych obrońców z zażartymi agresorami uderzać nas musi religijny kontekst starcia. Oto Polacy, wierni Jasnogórskiej Pani, walczą w szeregach armii rewolucyjnej Francji, która walkę z religią katolicką uznała za jeden ze swoich celów. Hiszpanie uważali Francuzów za bezbożników, służących piekła, co nie było dalekie od prawdy, bo okrucieństwo francuskich pacyfikacji ludności cywilnej przechodziło wszelkie pojęcie. Kościoły zaś i klasztory zamieniano w magazyny dla wojska lub stajnie. Profanacje miejsc kultu były powszechne.  
Co najciekawsze, obrońcy Saragossy szukali wsparcia swej najświętszej sprawy w taki sam sposób, jak czynili to przez stulecia Polacy – poprzez odwołanie się do pomocy Matki Chrystusa - Bogarodzicy. Maryję ogłoszono “Generalissimą” miasta i twierdzy. I walczono do momentu, kiedy głód i zaraza uczyniły obronę niemożliwą. Walki uliczne toczyły się często w świątyniach, gdzie obrońcy trwali do ostatka przy ołtarzach lub barykadowali się w klasztornych wieżach, jak w konwencie San Agostino. Malarze uwieczniający ten moment historii chętnie eksponują ów symboliczny, religijny aspekt bohaterskiej walki o każdy zaułek niezłomnego miasta. Kiedy 21 lutego 1809-go doszło do kapitulacji, na ówczesne warunki straty obrońców były horrendalne – 20 tysięcy wojska oraz 35 tysięcy cywili. Byliśmy w obozie zwycięzców. Czy dziś jesteśmy jednak z tego sukcesu naszych legionistów dumni?  
                                    ***
Składam Naszym Szanownym Czytelnikom Najserdeczniejsze Życzenia Zdrowych, Radosnych i Pogodnych Świąt Bożego Narodzenia.

WMWojnarowicz

 

Powiązane wiadomości

Comment (0)

Comment as: